Dobitniej o kryzysie klimatycznym

Kolejne media się nie patyczkują i zaostrzają przekaz związany z kryzysem klimatycznym. Rozpoczął brytyjski The Guardian. Właśnie przyłączyło się do niego radio TOK FM. Kto następny?


„Nie ma chyba kraju na świecie, w którym choć w minimalnym stopniu nie byłyby odczuwalne zmiany klimatyczne”. Co w tym zdaniu jest nie tak? Na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza, prawda? Podpowiem. Chodzi o język, który został użyty. Sformułowania dotyczące zmian klimatu, weszły już do życia codziennego. Problem w tym, że anomalie pogodowe są coraz bardziej odczuwalne. Klimat zmienia się coraz szybciej i zmierza w złą stronę z punktu widzenia przyrody oraz istot żyjących na Ziemi, w tym ludzi. Dlatego niektóre media postanowiły to wyeksponować, zmieniając retorykę na bardziej stanowczą.

Teraz pierwsze zdanie powyższego akapitu powinno brzmieć następująco: „Nie ma chyba kraju na świecie, w którym choć w minimalnym stopniu nie dałoby się odczuć katastrofy klimatycznej”. To oczywiście tylko przykład. Chodzi jednak o zasadę. Już nie „zmiany klimatyczne”, a „katastrofa klimatyczna”. Czyż nie brzmi to zdecydowanie bardziej poważnie? Mamy przecież do czynienia z globalnym ociepleniem. Mamy przecież do czynienia z globalnym przegrzaniem planety. Widzi to wielu. Odczuwają wszyscy, bądź prawie wszyscy, choć nie każdy chce to przyznać (patrz: populiści).

To właśnie zwiększanie świadomości społecznej oraz stawianie populistów pod większą presją, były zaczątkiem planowania zmian w języku stosowanym przez media. Mam na myśli brytyjskiego The Guardiana, który już w maju pisał na swoich łamach o pomyśle zaostrzenia przekazu związanego z nadchodzącą katastrofą klimatyczną.

Chcemy mieć pewność, że jesteśmy naukowo precyzyjni, a jednocześnie wyraźnie komunikujemy się z czytelnikami w tej bardzo ważnej kwestii. Na przykład wyrażenie „zmiana klimatu” brzmi raczej biernie i łagodnie, gdy to, o czym mówią naukowcy, jest katastrofą dla ludzkości.

Katharine Viner, redaktor naczelna Guardiana

W jednym z artykułów opublikowanych kilka tygodni temu w serwisie internetowym Guardiana czytamy: „W grudniu prof. Richard Betts, prowadzący badania klimatyczne powiedział, że „globalne ogrzewanie” jest bardziej trafnym określeniem, niż „globalne ocieplenie”, aby opisać zmiany zachodzące w klimacie świata”.

Naukowcy z różnych krajów są zgodni – stoimy u progu katastrofy. I choć z wiedzą popartą wieloma badaniami przeprowadzonymi przez specjalistyczne ośrodki trudno dyskutować, nadal bezceremonialnie podważają ją m.in. przedstawiciele ugrupowań politycznych o skrajnych poglądach, co stwarza niebezpieczeństwo wywołania chaosu. Stąd stanowcze działania Guardiana, w ślad za którym poszło radio TOK FM. Jej przedstawiciele również ogłosili, że zaostrzają język związany z opisywaniem zmian klimatu.

„O klimacie nie można już mówić »na miękko«”.

Jak podaje serwis Mother Jones, trwają rozmowy w kolejnych redakcjach w związku z zaostrzeniem języka przekazu informacji związanych z kryzysem klimatycznym. Mowa o The Newy York Times, The Washington Post i Los Angeles Times. Na razie brakuje jednak doniesień, jakoby te redakcje skorzystały z pomysłu i zachęty Guardiana.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.